Wieści

Rosemary Sutcliff, “Dziewiąty Legion”

Written by Ioannes Oculus

Rosemary Sutcliff, “Dziewiąty Legion”, [Telbit] Warszawa 2011.

Tytuł oryginału: Eagle of the Ninth

Kup “Dziewiąty Legion” taniej w księgarni internetowej!

Autorką powieść ” Dziewiąty Legion” jest Rosemary Sutcliff. Urodziła się w West Clandon w Anglii, ale dzieciństwo spędziła na Malci i w różnych bazach marynarki wojennej, jej ojciec bowiem był Oficerem w Królewskiej Marynarce Wojennej. Zachorowała na młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów, kiedy była jeszcze bardzo młoda przez co przez większość życia nie rozstawała się z wózkiem inwalidzkim. Z powodu swojej choroby wiele czasu spędzała z matką niezmordowanie opowiadającą jej różne historie. Z nich dowiedziała się wiele o celtyckich i saksońskich legendach, które potem zagościły w jej twórczości.

Jedną z takich legend jest historia o zaginionym orle dziewiątego rzymskiego legionu Hispania. Podczas wyprawy na północ Brytanii legion ten zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Czy może przepaść bez wieści cztery tysiące legionistów wraz ze swoim orłem? Ta zagadka nurtuje Marka, syna dowódcy owego legionu. Sam służył jako centurion, jednak los pokierował nim tak, że wyruszył w niebezpieczną wyprawę w mglisty kraj, gdzie może uda mu się dowiedzieć choć trochę o losach legionu, a przede wszystkim odzyskać orła. Zadanie jest tak szalone, że mało kto spodziewa się jego powrotu.

Czy jest możliwe przeniesienie się w czasy starożytnego Rzymu? Dziewiąty Legion jest takim wehikułem czasu, bo z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej zanurzamy się w tym odległym świecie, a przeszłość staje się coraz bliższa nam. Sugestywna proza Rosemary Sutcliff sprawia, że wraz z centurionem Markiem dzielimy pragnienie poznania ostatnich dni istnienia tytułowego dziewiątego legionu. Co więcej, trudno się od książki oderwać, gdyż intryguje i wciąga tak bardzo, że można nawet nie zauważyć, że obraca się już ostatnią kartkę.

Jest jeden element, który bardzo mnie w tej książce zaskoczył. Modne jest ukazywanie tradycji celtyckiej czy innej podobnej, wobec której Rzym wypada jako bezduszny wróg. Przyzwyczaiłem się do takiego stanu rzeczy. Faktycznie Imperium Romanum prowadziło dosyć agresywną politykę militarną. Jednak po obu stronach byli ludzie, którzy czuli i potrafili się porozumieć ponad podziałami. Nieraz wypadło im żyć w miejscu i czasie, którego by się nie spodziewali. To przenikanie się kultur, zwyczajów bez przesadnego wartościowania jest właśnie miłym zaskoczeniem. Autorka nie deprecjonuje tradycji rzymskiej, nie gloryfikuje pod niebiosy wszystkiego innego. Bohaterom nie zawsze jest łatwo, ale jak widać można znaleźć swoje miejsce. Mamy z jednej strony brytyjskich autochtonów żyjących na rzymską modłę i Rzymian z krwi i kości zamieszkujących na modłę miejscowych plemion. Czasami był to świadomy wybór, czasami życiowa konieczność. Jednak takie postaci jak Guerna zapadną mi na dłużej w pamięć. Nie ma tu oceny, jest za to pokazane jak różne mogą być drogi ludzkiego życia.

Książka jest poza tym wszystkim świetną rozrywką. Wciągająca i nie pozwala łatwo się z nią rozstać. Całe szczęście, że to tylko pierwszy tom, bo te 283 strony Dziewiątego Legionu to zdecydowanie za mało jak dla mnie. Co więcej, już wkrótce na ekrany kin ma wejść film na jej podstawie, ale czy film może się równać książce? Najlepiej przeczytajcie sami, a potem wszyscy pójdziemy do kina i zobaczymy.

Fragment Dziewiątego Legionu:

Rybak tymczasem nie ruszał się z miejsca, przyczajony na ugiętych nogach. W lewej ręce trzymał trójząb, prawa ginęła w fałdach sieci. Tuż poza zasięgiem sieci wojownik zatrzymał się na długą, pełną napięcia chwilę, po czym skoczył. Jego atak był tak szybki, że sieć przeleciała mu niegroźnie nad głową. Rybak odskoczył w tył i trochę w bok, żeby uniknąć kłującego miecza, a następnie odwrócił się i popędził co tchu przed siebie, zwijając w biegu sieć przed następnym rzutem. Młody wojownik rzucił się w pogoń. Przebiegli tak pół areny, coraz bardziej zmęczeni. Wojownik nie był tak wysoki i gibki jak jego przeciwnik, lecz biegł krokiem myśliwego – być może gonił za sarnami, nim przekłuto mu ucho – i teraz zbliżał się do swej ofiary. Obiegli zakręt barierek, kierując się w stronę ław urzędników. Tuż pod nimi rybak obrócił się i ponownie rzucił sieć. Ta wystrzeliła niczym ciemny płomień i owinęła się wokół rozpędzonego wojownika, tak bardzo zajętego pościgiem, że zapomniał się zasłonić. Mordercza sieć, obciążona ciężarkami, owinęła się kilka razy wokół nieszczęśnika, który poleciał na ziemię i przetoczył się po piasku, bezradny jak mucha w pajęczynie. Widownia wyła.

Marek wychylił się do przodu. Nie mógł chwycić oddechu. Wojownik leżał dokładnie pod nim – tak blisko, że mogliby rozmawiać półgłosem.  Rybak stał nad powalonym przeciwnikiem z trójzębem przygotowanym do ciosu i z uśmieszkiem na ustach, choć oddychał ze świstem przez rozszerzone nozdrza. Rozglądał się, posłuszny woli tłumów. Leżący człowiek wykonał drobny gest ręką zaplątaną w sieci, jakby chciał zwyczajem pokonanych gladiatorów prosić o litość, lecz duma kazała mu opuścić ją na ziemię. Przez oka sieci spojrzał prosto na Marka, zatopił w niego wzrok tak głęboko, jak gdyby w tym olbrzymim amfiteatrze byli tylko oni dwaj.

Marek wstał migiem, jedną ręką chwycił się poręczy barierki, drugą zaś domagał się litości. Powtarzał ten gest wiele razy z niezłomnym przekonaniem, wkładał w to całe serce, omiatając wyzywającym spojrzeniem zatłoczone trybuny, na których widać już było kciuki obracające się w dół. Jak tu skłonić tę tłuszczę, niewymownie głupią, bezlitosną tłuszczę, do wyrzeknięcia się krwi, której tak bardzo pragnęła? Jej widok przyprawiał go o mdłości. Czuł w sobie niezwykły zapał bitewny, który nie byłby większy nawet wtedy, gdyby stał z mieczem w ręku nad leżącym przeciwnikiem. W górę kciuki!

W górę, bałwany! Od samego początku miał świadomość, że wujek Akwila wskazuje kciukiem niebo. Nagle zauważył, że następni idą w jego ślady, potem jeszcze inni. Przez długą, bardzo długą chwilę ważyły się losy pokonanego wojownika, aż w końcu, gdy uniósł się w górę las kciuków, rybak wolno opuścił trójząb, ukłonił się drwiąco i cofnął. Marek zadrżał i odetchnął. Znów targał nim ból ścierpniętej nogi. Przybył asystent, żeby
wyplątać wojownika i pomóc mu wstać. Marek nie patrzył już na młodego gladiatora, który zapewne palił się ze wstydu. Uważał, że nie godzi się obserwować człowieka w takich chwilach.

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

1 Comment

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.