Im więcej słyszę o metodach zapłodnienia in vitro, tym bardziej jestem przerażony. Nie chcąc jednak być posądzony o nieobiektywność poczytałem sobie o tej metodzie na stronach klinik “leczenia” niepłodności tą właśnie metodą. Leczenia w cudzysłowie, bo bardziej mi to wygląda na obchodzenie niepłodności, a nie leczenie jej jako takiej. Co tam wyczytuję?
Jeżeli nasienie spełnia odpowiednie parametry to przygotowane plemniki umieszcza się razem z komórkami jajowymi (od 50 do 100 tysięcy plemników).
Zapładniane jest więc kilka komórek jajowych… Ciekawe co z nich powstaje? Zapewne króliki i żyrafy. A jeżeli nie to co lub kto? Nikt inny tylko człowiek, nie jeden ale kilku. Mamy więc utworzonych w warunkach laboratoryjnych kilku ludzi. Część z nich nie przeżyje. Jeden, dwa wybrane będą umieszczone w macicy, być może uda im się i się urodzą. Resztę skazuje się na “biologiczne obumieranie” przez fakt niezagnieżdżenia lub zamrożenie (nawet jeżeli ten człowiek przeżyje zamrożenie to jaka jest szansa, że się urodzi?).
Hitler też selekcjonował ludzi, wybierał najsilniejszych, najlepszych (oczywiście w jego mniemaniu). Metoda zapłodnienia in vitro staje się tym samym lub czymś podobnym. Na czyjeś życzenie tworzymy kilku ludzi z założeniem, że większość z nich zginie. To ma być humanitaryzm XXI w.? To ma być postęp? Raczej czas najwyższy, aby zawrócić i zacząć wychodzić z tej ślepej uliczki, w którą brnie ludzkość. Okrutność współczesności widać właśnie w tej metodzie zapłodnienia, gdzie dla rzekomego prawa do posiadania dziecka (posiadanie dziecka… a podobno niewolnictwo jest zabronione… kto nam dał prawo do posiadania drugiego człowieka…) rozmyślnie tworzymy wiele osób nie dając im szans na przeżycie. Boję się, gdzie jeszcze może zajść nasza cywilizacja. Mam jednak nadzieję, że rozsądek zwycięży. Tymczasem za wszystkie grzechy przeciw życiu, za zabijanie nienarodzony dzieci, Deus miserere nobis!