Młody, czysty, dziewiczy Dorian Gray przybywa do Londynu. Tu kończy się sielanka jego życia. Zaczyna bowiem pragnąć tego, czego nie powinno się pragnąć. Co gorsze, dostaje to.
Dzisiaj, a właściwie wczoraj (bo 1 października, choć piszę te słowa zaraz po powrocie z kina), wszedł na ekrany kin w Polsce film będący ekranizacją powieści Oscara Wilde’a Portret Doriana Gray’a. Zaczyna się spokojnie. Młody, niedoświadczony człowieczek przybywa skądś do Londynu objąć spadek. Widzimy nawet jak zostaje bezczelnie okradziony tuż po przybyciu. Jego wygląd przyciąga uwagę malarza Basila Hallwarda, który zaczyna malować jego portret. Jednocześnie na przyjęciu Dorian poznaje Henry’ego Wottona. Henry staje się jego kusicielem, który wychwala mu uroki życia wypełnionego przyjemnościami. Gdy portret zostaje ukończony okazuje się być arcydziełem, najdoskonalszym wytworem Basila. Dorian również podziwia dzieło oraz samego siebie na nim, własną urodę. Wtedy też padają słowa, które zaważyły na jego życiu, słowa w których oddaje swoją duszę za wieczną młodość. Dzięki temu może korzystać z uciech życia bez jakichkolwiek ograniczeń. Początkowo czuje pewien niepokój, pojawiają się wyrzuty sumienia, ale Henry wszystko łagodzi. Jednocześnie sączy mu do uszu truciznę dla duszy. Dorian wyjeżdża w świat poszukując nowych wrażeń. Gdy wraca po 25 latach okazuje się, że nic się nie zmienił. Czy oby na pewno?
Film Olivera Parkera fantastycznie pokazuje głęboką prawdę. Przyjemność wcale, ale to wcale nie musi mieć jakiegokolwiek związku ze szczęściem. Wręcz odwrotnie, ustawiczna pogoń za tym, co powinno przemijać prowadzi do tragedii. Akcja mogła by mieć równie dobrze miejsce w XXI w. Nasze społeczeństwo zapatrzone w chwilowe doznania stało się więźniem własnych żądz. Nigdy nie nasycone, zawsze głodne nowych wrażeń i przyjemności gubi szczęście. Czy dusza człowieka XXI w. jest podobna do duszy Doriana?
Gorąco polecam ten film. Nie jest to z pewnością bajka dla dzieci na dobranoc. Ogląda się świetnie, trzyma w napięciu. Co więcej, daje do myślenia o granicy pogoni za chwilą. Film naprawdę warto zobaczyć. Ja poza tym postaram się sięgnąć po książkę, bo skoro ekranizacja jest zawsze gorsza od oryginału, a ta ekranizacja jest świetna, to jaka musi być powieść?