Mija powoli pierwszy dzień tegorocznych wakacji. Rok szkolny szczęśliwie (dla większości) się zakończył. Uczniowie uradowani wybiegli ze szkół i pognali… tam gdzie już i tak bywali od tygodnia, dwóch. Wszak ostatnie dni w szkole zdają się być jakąś komedią i parodią edukacji, kiedy po szkole snują się znudzeni i jeszcze bardziej niechętni do nauki uczniowie, a nauczycielom nie uczenie, lecz podliczanie ocen, obecności i wypełniania stosów innych papierków w głowie siedzi. Co więc zrobić z tak wspaniale rozpoczętymi wakacjami?
Na pewno nie warto się nudzić. Uczniowie mogą znaleźć mnóstwo sposobów na nudę. Nauczycielom warto by jednak zadać zadanie domowe. Nie dlatego, że źle wykonują swój zawód. Robią to nieraz z wielkim poświęceniem, nakładem pracy i zaangażowania. Jednak system edukacji w Polsce kuleje coraz bardziej dostosowując się do unijnych wzorców. Trzeba przemyśleć swoje działania i odpowiedzieć na pytanie po co i jak uczymy dzieci. O ile “po co” jest dość oczywiste, to pytanie “jak” niestety już nie. Najczęściej “jak” wiąże się z przestrzeganiem minimum, programu, itp. Czy jednak nie warto się zastanowić, aby zamiast realizować coraz gorszy program, coś zmienić. Może wzorem Pana Kleksa otworzyć uczniom głowy i nalać do nich oleju? Nie mam gotowej odpowiedzi na to pytanie. Póki co je stawiam, aby przemyśleć problem. Nie możemy jednak siedzieć bezczynnie. Ktoś musi wziąć odpowiedzialność za tych młodych ludzi. Rodzice się jej pozbyli, media (telewizja i internet) najczęściej niszczą ich psychikę i charakter. Może przynajmniej ci, którzy dotychczas tylko pomagali w wychowaniu (nauczyciele, księża) zaczną działać tak, aby wyrównać te braki? Nie uda się wszystkiego zrobić, ale chyba jeszcze nie jest tak beznadziejnie, aby nie dało się nic zrobić.
Jak to rodzice pozbyli się odpowiedzialności za swoje dzieci?! Czy to aby nie przesada?! Muszę przyznać, że jako rodzic poczułam się zraniona. Dodam tylko, że odpowiedzialność za moje dziecko to zadanie moje, mojego męża i ewentualnie najbliższej rodziny. Wychowawcy i nauczyciele plasują się na dużo dalszych miejscach i całe z resztą szczęście. Bynajmniej nie żaden ksiądz i nauczyciel będzie odpowiedzialny za to, jakim człowiekiem będzie moje dziecko w przyszłości. Wpływ tych osób na pewno nie ma kluczowego znaczenia.
p.s. szkoła, którą polecasz niestety schodzi ostatnio na psy więc nie wiem czy to w porządku wobec rodziców przedstawiać ją w tak pozytywnym świetle
Może trochę uogólniłem, ale widzę, że rodzice bardzo często (świadomie czy nie – tego nie wiem) pozbywają się tej odpowiedzialności i nie troszczą się o dzieci. Zostawiają je samopas przed komputerem i z rówieśnikami nie dając żadnych wzorców.
Co do szkoły, to na ile mi wiadomo jest naprawdę dobrą szkołą, dającą duże możliwości uczniom i motywującą ich do działania.