Tytułowe pytanie wydaje się być retorycznym. Wszak nie od dziś wiadomo, że każdy człowiek jest powołany do świętości. Niestety często spotykam ludzi, którzy mimo wszystko uważają, że świętość jest zarezerwowana dla niektórych albo są potrzebne jakieś szczególne warunki, okoliczności. Stąd wyciągają wniosek, którego głównym celem jest usprawiedliwienie się z starania się o świętość z powodu niemożności jej osiągnięcia. Może być to zawód, który się wykonuje, a który rzekomo nie pozwala być uczciwym (“bo trzeba kraść, żeby coś mieć” albo “trzeba kombinować, aby utrzymać się na powierzchni”). Może być też środowisko (“wśród tych ludzi nie da się inaczej”). Ktoś jest albo za bogaty albo za biedny na to, aby być świętym, za mało ważny albo za bardzo i tak dalej… Czy tak rzeczywiście więc jest, że w jakiś sposób jesteśmy predestynowani przez otoczenie do bycia świętym (bądź nie-świętym)?
Wczorajsze wspomnienie bł. Michała Kozala, biskupa i dzisiejsze bł. Jolanty zdają się przeczyć takiemu podejściu. Bł Michał osiągnął swoją świętość m. in. w czasie, gdy był osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tam też zmarł. Mimo trudnych warunków potrafił zdobyć się na pomoc innym ludziom, niesienie nadziei, pociechy. Warunki skrajnego cierpienia i nędzy, a mimo to był otwarty na drugiego człowieka. Bł. Jolanta nie miała takich problemów. Żyła w XIII w. i była córką węgierskiego króla, wyszła za mąż za księcia Bolesława i zamieszkała w Kaliszu. Otoczona splendorem i bogactwami, a także zanurzona w świat ówczesnej polityki. Potrafiła w tych warunkach dążyć do ideału świętości. Otaczała troską ubogich, poświęcała wiele czasu Bogu, a miała taki wpływ na męża, że historia nadała mu przydomek Pobożnego. Michał Kozal i Jolanta zostali świętymi mimo skrajnie różnych warunków, w których drogę do świętości musieli odbyć.
Warto więc się jednak nie usprawiedliwiać się, ale spróbować. Nie będziemy świętymi za życia, ale warto wyruszyć w tą drogę, która do świętości prowadzi. Tyle energii i zaangażowania, ile wkładamy w kombinowanie, kradzieże, mniejsze lub większe grzechy, postarajmy się teraz skierować ku dobremu. Może nie będzie łatwo, bo to będzie coś nowego dla nas. Może spotkamy się z oporem znajomych, bo znali nas zupełnie innego. Jednak tylko płynąc pod prąd można osiągnąć w życiu coś, co nie przeminie, a jednocześnie dokądś prowadzi. Co więcej nasze świadectwo, przykład życia mogą spowodować, że także inni spróbują iść tą drogą. Warto tych innych do tego zachęcać. W ten sposób krok po kroku jesteśmy w stanie zmieniać świat, a przynajmniej torować w nim drogę, która może poprowadzić tych, którzy zechcą nią iść, do lepszego świata, do Boga. To jest nasze zadanie, nas wszystkich, którzy jesteśmy w Bożym Kościele.
Dla większości ludzi dążenie do świętości jawi się jako pasmo wyrzeczeń, samotne, pełne cierpiętniczego poświęcenia życie.
A przecież nie trzeba bez przerwy się umartwiać i poświęcać wszystkiego, żeby tak po ludzku, być dobrym człowiekiem.