Nie napisałem tutaj żadnych życzeń z okazji Bożego Narodzenia. Przepraszam za wszystkich czytelników. Niestety nie miałem na to czasu, co nie znaczy, że nie życzę wam wszystkiego najlepszego :). A teraz ad rem.
Boże Narodzenie to jedno z najbardziej zlaicyzowanych świąt chrześcijańskich. Pamiętamy o mnóstwie różnych błahych spraw, a zapominamy o istocie, o tym, że Bóg się narodził, abyśmy mogli żyć. Święta Bożego Narodzenia to przecież m. in. święta życia. Nie tylko dlatego, że mniej więcej od tego czasu dni stają się coraz dłuższe, że do wiosny już coraz bliżej. Przede wszystkim dlatego, że Bóg docenił ludzkie życie, bo sam stał się człowiekiem. Tymczasem my sami niszczymy swoje życie. Nie tylko w kwestiach takich jak brak jego ochrony od poczęcia do naturalnej śmierci, ale też tak bardzo osobiście. Zabijamy się dietami, stresem, gonitwą za tak wieloma sprawami. Redukujemy się do instynktów zwierzęcia: upolować, zjeść i być zadowolonym. Szacunek do życia przejawia się przecież także przez jego uwznioślenie. Bóg stając się człowiekiem nie zredukował bóstwa, ale wywyższył człowieczeństwo. Dzisiaj zapominamy o tym, że nasze życie, to też życie duchowe ogólnie rozumiane. Wymaga to wysiłku, czasem boli, ale daje owoce daleko większe i trwalsze niż przyziemna pogoń za dobrami tego świata. Czasami nawet nasza religijność redukuje się do li tylko przyziemnego jej przeżywania. To już nie my, którzy mamy wspinać się na wysokość Boga, ale uczestnictwo w religijnym “szoł”, które ma nam zaspokoić jakieś tam potrzeby. Najlepiej wiele krzyku, emocji i dobrej atmosfery pomiędzy nami. Nieważne, że we Mszy świętej chodzi o coś innego, ważne, aby było wygodnie, aby się dobrze czuć w kościele. Nieważne, że Chrystus składa za nas Ofiarę, że narodził się w ubóstwie betlejemskiej groty dla naszego zbawienia. Ważne, że my mamy dobre samopoczucie, że na te niemiłe sprawy patrzymy przez filtr wszechobecnego “ma być przyjemnie i miło”.
Rachunek sumienia? Może, choć dotyczy to także i mnie, bo każdy z nas musi się pytać, ku czemu dąży. Może jednak uda się mi, tobie w roku dwa tysiące ósmym i w następnych, mieć szacunek dla własnego życia, dla życia, które jest czymś więcej niż ciałem, bo jest ciałem i duchem. Życia, które jest nam darowane od Boga.
hej hej, życzę więcej optymizmu na 2008. i przyznania, że częściowo ten komentarz zbyt pesymistyczny jest.
jest w nas wiele, wiele dobra, jesteśmy zdolni i do wysiłku, i do miłości, nie zawsze zasklepiamy się w samozadowoleniu, nie zawsze szukamy tylko siebie. I co najważniejsze: jesteśmy odkupieni. mamy szansę. Uszka do góry! ^^