Paul Anderson, Zaklęty Miecz, przeł. Ewa Witecka, Warszawa 1991
Zaklęty Miecz to jedna z pozycji kanonicznych wg “Kanonu Sapkowskiego“. Nie mnie oceniać, na ile jest to pozycja wpływająca na literaturę fantasy. Mogę jednak podzielić się moimi subiektywnymi wrażeniami.
Książka nie jest za gruba, więc szybko się kończy, co można policzyć jako jej minus. Choć nie jest to, moim zdaniem, literatura najwyższych lotów, ale warto po nią sięgnąć, aby przenieść się w pogański świat mitów. Elfowie są tu zupełnie inni niż ci, który znamy ze Śródziemia. Akcja jest też dużo prostsza i polega na przedstawieniu losów Skafloka i Alfheimu podczas najazdu Trolli. Mimo to, jeżeli ktoś nie stawia na wstępie wysokich wymagań książka wciąga. Porusza, choć dla mnie trochę zbyt pobieżnie, ważne problemy dotyczące grzechu, honoru, czy też środków, których można używać aby osiągnąć cel. Pojawia się także relacja chrześcijaństwo – pogaństwo, choć nie jest ona istotna dla przebiegu akcji. Przyznam, że z początku ciężko mi się czytało tę książkę, nawet myślałem, że dam sobie spokój. Jednak zmobilizowałem się i przebrnąłem do końca, czego nie żałuję.
Dopisane 8 czerwca 2010 r.:
Więcej o książkach na blogu: Libri – blog o książkach.
Bardzo cenię sobie Paula Andersona, szczególnie za książkę Trzy serca i trzy lwy. Ale nie tylko. Ma bardzo interesujący styl i potrafi tworzyć ciekawy klimat.
Pozdrawiam!
placebant mihi nonnulla opuscula eius, sed supradictum librum nondum legi (certe spero me hoc facturam esse).
Praesertim gaudium permagnum in cor meum fundit amor tua Latinitatis. 🙂
valeas,
H.
[…] Poul Anderson, Zaklęty miecz [recenzja] […]
[…] Poul Anderson, Zaklęty miecz [recenzja] […]
[…] Wpis pochodzi z mojego bloga: ioannesoculus.com. […]